Po jakiś piętnastu minutach dotarli na ładne rzeszowskie osiedle, niedaleko jej rodzinnego mieszkania. Podążała ślepo za Thomasem do jednej z klatek, nowo wybudowanych bloków. Kolejno na czwarte piętro i do mieszkania 11.
Dziewczyna myślała, wręcz była pewna, że wejdzie do pomieszczenia ociekającego luksusem, ale to co zastała, zdecydowanie ją zaskoczyło. Nie wyróżniało się niczym. Było czyste, zadbane, klasyczne, ale nie miało swojej iskry, nie powalało na kolana. W przedpokoju znajdowały się jeszcze walizki i jakieś drobne niewypakowane kartony.
- Od dawna jesteś w Polsce?
- Od połowy września, ale ciężko mi się przestawić i przyzwyczaić - spojrzał ukradkiem na szare pudła - Chodź ze mną, dam Ci jakieś ciuchy.
Podążyła za nim przez wąski korytarz, aż doszła - tak przynajmniej uważała - do sypialni. Jasna, przestronna z ciemnymi roletami. Spore dwuosobowe łóżko, na przeciw którego stała komoda i szafa, również w jasnym odcieniu. Z szuflady wyciągnął kremową bluzę z żółtobrązowym napisem. Zaraz do rąk wręczył Marcysi również spodnie dresowe w podobnym kolorze.
- Niestety nie posiadam nic w twoim rozmiarze - zaśmiał się, wyobrażając sobie jak dziewczyna będzie wyglądała w tym ubraniu.
- Nie czepiam się - posłała mu pewny siebie uśmiech.
- Zawsze możesz chodzić nago - uśmiechnął się cwaniacko, ale szybko zmienił temat widząc jak dziewczynie czerwienią się wydatne policzki - Dobra przebierz się spokojnie, a ja pójdę zrobić czekoladę - zabrał ze sobą parę rzeczy i opuścił pomieszczenie dając trochę prywatności Marcysi.
Dziewczyna odczekała chwilę. Czuła się niezwykle zmieszana jego słowami. Zastanawiała się, czy przypadkiem, zaraz nie uchylą się delikatnie drzwi, albo Tomas zrobi coś również irracjonalnego. Jednak ciężkie ubrania, nasiąknięte wodą zaczynały jej ciążyć i przeszkadzać. Nie miałam już wyboru, musiała zmienić strój.
Złapała w swoje dwie dłonie jasną, miękką bluzę. Delikatnie przyłożyła ją do twarzy i zaciągnęła się zapachem męskich perfum. Nie były ostre, łagodne, słabo wyczuwalne, ale spodobały jej się. Zaraz odłożyła ją ponownie na na zaścielone łóżko. Położyła na swoich biodrach dwie dłonie i powoli podciągnęła jasny, biały golf, ściągając go ze swojego ciała. Nie czekając rozpięła swoje jasne dżinsy. Zsunęła je powoli nóg. Pozwoliła sobie rozłożyć ubrania na białym kaloryferze pod oknem.
Cofnęła się i złapała ponownie jego, szeroką bluzę i spojrzała na nią. Sama nie była pewna do czego zmierza, co chce osiągnąć. Czuła, że nie powinno jej tu być, ale nie potrafiła z tym walczyć. Chciała zaszaleć, przeżyć coś więcej, a co dziwne Krystian przestał być tutaj ważny.
Nałożyła materiał przez głowę i odgarnęła swoje blond kosmyki. Od razu sięgnęła za dresowe spodnie, które wsunęła na swoje zgrabne nogi i cicho opuściła sypialnie przystojnego bruneta. Przeszła wąski korytarz i podążyła za odgłosem krzątania się mężczyzny. Wiedziała, że zmierza do kuchni, ale nie była pewna, czy obrała dobrą drogę.
Zaraz stanęła w progu pomieszczenia, obserwując mężczyznę. Na jego ramieniu spoczywał biały ręczniczek. Garnuszki na kuchence, a on sam nerwowo coś mieszał. Nieopodal niego na blacie znajdowały się jakieś przyprawy, kartonowe opakowania i łyżeczki. Robił tylko czekoladę na gorąco, a wyglądało to jakby zawzięcie walczył z jakimś niebywale trudnym przepisem.
- Pomóc może?
Nagle Tomas się gwałtownie obrócił. Jego wzrok spoczął na Rysi, a na jego twarzy pojawił się uśmiech. Nie był to jednak gest rozbawienia, tylko swego rodzaju aprobaty i podziwu.
- Nie, przestań. - odpowiedział dość szybko.
Odwrócił się tyłem do niej i złapał dłonią za garnuszek stojący na kuchence. Nagle cofnął gwałtownie rękę, klnąc w swoim ojczystym języku. Nerwowo zaczął strzepywać dłoń.
- Prawdziwy mężczyzna w kuchni - powiedziała cicho pod nosem śmiejąc się.
Ruszyła w jego stronę. Złapała delikatnie jego poparzoną część ciała. Thomas od razu spojrzał na Rysie zakłopotany. Ta wbiła swój wzrok w jego piwne, głębokie oczy delikatnie się uśmiechając.
- Zaufaj mi - powiedziała cicho, ale niezwykle pewnie.
Pociągnęła delikatnie go za sobą w kierunku srebrzystego zlewu. Otworzyła chłodną wodę i nakierowała jego dłoń pod jej strumień. Obróciła się w jego stronę i spojrzała na niego. Znajdowała się między zlewem, a chłopakiem.
- Chłodna woda zmniejszy skutki tego oparzenia, będziesz żył - uśmiechnęła się najszczerzej jak tylko potrafiła.
Thomas jednak nic nie odpowiedział. Wpatrywał się jej błękitne oczy. W jednej chwili poczuła jego chłodną, mokrą dłoń na swoim policzku. Intuicyjnie położyła swoją cieplejszą rękę na jego, chcąc jakoś ją ogrzać. Brunet zbliżył się do Marcysi na niebezpiecznie bliską odległość. Jej serce przyśpieszyło, a oddech stał się nierównomierny. Doskonale wiedziała do czego zmierza, co chce zrobić, ale nie protestowała. Chciała tego, chciała zaszaleć, odciąć się. Mało ją to obchodziło jak to wyglądało, że poznała go wczoraj, że nic o nim nie wie. Chciała na nim zaznaczyć swoją drobną obecność.
Chłopak wyczuł, że Marcelina się nie opiera, więc nic go już nie hamowało. Delikatnie uniósł jej okrągłą główkę i musnął jej wydatne, malinowe usta. Zaraz znowu je złączył w pocałunku, głębszym i bardziej namiętnym. Dłuższym, o wiele dłuższym. Rysia w przypływie ciepła i emocji położyła swoje dłonie na jego szorstkich policzkach stając na palcach. On natomiast delikatnie podniósł dziewczynę i usadowił ją na blacie swojej kuchni, a jego dłonie zaraz znalazły na wcięciu jej tali pod swoją ulubioną bluzą, delikatnie gładząc jej ciepłą skórę.
Fala ciarek przeszła przez całe jej ciało. Bliskość bruneta wprawiała ją podniecenie i ekscytację. Jego dłonie przemierzające kawałek po kawałku jej skórę. Zapach, ten sam, którym jeszcze chwilę temu się zachwycała teraz był tak blisko, ostrzejszy, ale równie powalający. Jego dotyk, ciepło, oddech było czymś fascynującym, wariującymi emocjami, hormonami. Nie mogła się oprzeć, chciała, pragnęła tego dłużej niż chwilę. Zachciała tego na codzień...
W końcu oboje się oderwali od siebie. Ich twarze zetknęły się czołami. Panowała totalna cisza, tylko ich ciężki oddechy nadawały jakiś drobny stłumiony dźwięk. Żadne nie chciało się odezwać. Czerpali z tej chwili wszystko co mogli. w ich głowach odtwarzały sobie każdą sekundę wydarzeń, które miały przed chwilą miejsce. On, to wszystko było tak niezwykle uzależniające, że chciała znowu zatopić się w jego ustach.
- Umów się ze mną jeszcze
Rysia podniosła głowę i spojrzała w jego piwne oczy.
- Nie - powiedziała bez ogródek. - Nie mogę…
W jej głowie niespodziewanie zaczął krążyć Krystian. Jego twarz, wszystkie dobre wspomnienia z nim. Nie chciała tego, ale jej umysł robił jej na złość. Jakby chciał jej pokazać, że właśnie go zdradza, zdradza swoją miłość. Ciało ogarnął strach, przed tym, że może to wyjść na jaw. Bala się jego reakcji. Oddech przyśpieszył.
W jej głowie niespodziewanie zaczął krążyć Krystian. Jego twarz, wszystkie dobre wspomnienia z nim. Nie chciała tego, ale jej umysł robił jej na złość. Jakby chciał jej pokazać, że właśnie go zdradza, zdradza swoją miłość. Ciało ogarnął strach, przed tym, że może to wyjść na jaw. Bala się jego reakcji. Oddech przyśpieszył.
- Wracam do Krakowa, nie mogę zabawić dłużej w Rzeszowie. Zresztą powinnam wracać do domu.. - dodała dość szybko.
Thomas wyczuł, że coś nie gra. Może było to za szybko, ale jeszcze przed chwilą Marcelina była gotowa do tej bliskości. Domyślał się, że coś musiało się stać, ale nie wiedział co sprowokowało do takiego zachowanie blondynkę. Przez to nie wiedział co ma zrobić, jak się zachować.
- Hey.. - z jego ust wydarł się ciepły dźwięk, skupiając całą uwagę Rysi na sobie.
Gdy ta tylko na niego spojrzała, czekając na jakieś jego słowa, zapadła ponownie cisza. Jego dwie spore dłonie znalazły się na jej policzkach, a na czole złożył delikatny pocałunek.
Była zszokowana jego zachowaniem, ale czuła też, że to wyjątkowe naturalne. Nie potrafiła tego wytłumaczyć, ale przestawała czuć się winna tego wszystkiego.
- Muszę iść - stwierdziła - Pozwól, że jutro przyniosę Ci rzeczy.
- Nie. Oddasz mi je, jak znowu będziesz w Rzeszowie. Wtedy też odbierzesz swoje ciuchy - rzucił jej cwaniackie spojrzenie.
Ciężko było jej to przyznać, ale podobała jej się ta gra. Fakt, że miała powód żeby znowu się z nim spotkać. Czuła się w jego towarzystwie tak dobrze, swobodnie. Pragnęła go lepiej poznać, a on sam dawał jej taką możliwość.
- Dobrze, niech będzie tak jak chcesz. Tylko.. - zamilkła trochę speszona.
- Coś się stało?
- Przydałby mi się jakiś kontakt z Tobą. Sam rozumiesz... Nie chce wpadać bez zapowiedzi.
Chłopak zaraz zniknął z pomieszania, aby po krótkiej chwili do niego wrócić.
Wręczył jej czarny telefon.
Wręczył jej czarny telefon.
- Taki tutaj dostałem. Nie wiem jaki ma numer, ale zapisz sobie.
Rysia wybrała w jego aparacie swój numer. Zaraz przyszło do niej połączenie. Wszystko zapisała i spojrzała na niego.
- Zrobione, zapisałam siebie jako Marcysia. Jakbyś stwierdził, że masz swój ulubiony płyn do płukania, w którym powinnam uprać dresy to możesz napisać - posłała mu uroczy uśmiech, który on zaraz odwzajemnił.
- Zostań na noc - padło nagle z jego ust, a ją zatkało.
***
W przeciągu kolejnych dni nic się nie zmieniło, mimo że Kamil chciał wszystko naprawić. Poukładać to w jakąś całość spójną i jednolitą, gdzie spokojnie mógłby trwać z Idą. Jednak jego życie stało się niczym domek z kart. Jedna z pierwszych, budująca całą konstrukcję została zabrana, a reszta się rozsypała… Nie mógł nic zrobić, tylko mógł się przyglądać jak wszystko legnie w gruzach, jego całe życie.
Chciał porozmawiać z Idą, przeprosić, powiedzieć, zrobić cokolwiek, ale ona nie dopuściła go do siebie. Nie odbierała telefonu, unikała. Nie mógł nic naprawić, więc pozostało mu pozwolić, dać się pochłonąć ogarniającemu jego ciało, duszę i umysł cierpieniu.
Każdego wieczoru sięgał po dawkę alkoholu, aby zapomnieć, wyłączyć się. Tylko wtedy mógł jakoś funkcjonować, czuć coś więcej. Jednak nie widział tego, że każdego dnia potrzebuje coraz więcej i więcej trunku. Tak samo jak więcej każdego dnia potrzebował Idy i jej dotyku, samej obecności.
Gorzka biała ciecz od tej pory zastępowała mu ją albo starała się to robić.
Gorzka biała ciecz od tej pory zastępowała mu ją albo starała się to robić.
Trener nie dopuścił go do meczu z Będzinem. Spędził cały mecz w kwadracie, zgubnie rozglądając się po hali. Szukał jej, chciał zobaczyć, ale wiedział, że to bez sensu bo się nie zjawi. Wiedział to, a mimo to szukał…
Kolejny wieczór, kolejny raz się zalał i dzwonił. Jedno, drugie, trzecie połączenie i tylko głuchy sygnał łączenia. Czy cokolwiek jeszcze miało sens, czy mógł go odnaleźć bez niej? Z dnia na dzień zamiast lepiej było coraz gorzej, a on nie potrafił, po prostu nie potrafił…
Nie zjawił się na treningu. Nie chciał wychodzić z domu. Już nie było sensu. Zresztą nie chciał przechadzać się tymi samymi korytarzami co Ida.
Leżał na sofie ze wzrokiem wbitym w sufit. Po domu rozbrzmiewała wolna i tępa piosenka idealnie pasująca do stanu emocjonalnego Kamila. Cały dom zresztą odzwierciedlał jego samopoczucie. Walające się ubrania po podłodze, sterta nieumytych naczyń i tuzin butelek, to po zwykłej wodzie, to po czystej.
Nagle z jego do jego azylu dobiegł głos dzwonka do drzwi. Pierwszą i jedyną myślą była Ida. Był pewny, a nawet bardziej niż pewny, że to ona. Zgramolił się powoli z sofy opadając na kolana na drewniane panele salonu. Zaraz ciężko podniósł się na swoich giętkich nogach i zataczając się ruszył w stronę drzwi. Po drodze uderzył w nieduży kremowy stół zwalając z niego wszelkie szło, które wypełniło mieszkanie dźwiękiem rozbicia na milion drobnych kawałków, niczym jego serce. Gdy w końcu doczłapał się do drzwi i oparł się o drzwi, jego silne dłonie zgubnie szukały zamka.
Wtedy ujrzał twarz Janeczka.
- Stary co się z Tobą dzieje, trener się martwi, nie było cię na treningu.
- Weeeeśś.. Daaj mi spookój.. - odpowiedział wolno, plączącym z językiem.
- Najebałeś się? - zszokowany bardziej stwierdził niż zapytał się.
- Gówno Cię to obchodzi.. kurwa!
Przyjaciel bez pozwolenia wtargnął do mieszkania Kwasa. Zresztą sam przyjmujący nie stanowił żadnej przeszkody w takim stanie. Janeczka w pierwszym rzucie zebrał wszystkie butelki, pełne i te pusty pozbywając się ich. Nie mógł pozwolić Kamilowi stoczyć się na same dno.
- Dojebało Ci już do reszty? - naskoczył na kumpla
- Sssspierdalaj - odpowiedział po dość długiej chwili namysłu.
Za to bez namysłu trzeźwy zawodnik BBTSu wyciągnął telefon z kieszeni i posłał Pyziak smsa.
Kamil się zalał. Potrzebuje twojej pomocy. Mało mnie obchodzi w jakim stanie jesteś stanie, co się stało, ale wiem, że jego stan jest spowodowany przez ciebie.
Ida siedziała na ciemnej kanapie otulona puchowym kocem. Beznamiętnie wpatrywała się w widok za oknem. W mieszkaniu brunetki, aż krzyczało ciszą. Tymiński kolejny raz wyjechał w sprawach służbowych pozostawiając dziewczynę samą sobie. Pyziak nie chciał od nikogo pomocy, chciała sama uporać się z demonami przeszłości. Tęskniła za Kamilem, za jego dotykiem i zapachem. Za tym szczerym i pełnym uroku uśmiechem, za tym jak za każdym razem walczył o względy i uwagę brunetki.
Siedziała w biurze zawalona papierami. Pomimo natłoku obowiązków była szczęśliwa, kochała tę pracę i ludzi, którzy ją otaczali. Z zamyśleń wyrwał ją dźwięk ulubionej piosenki. Spojrzała na wyświetlacz telefonu i promiennie uśmiechnęła się do siebie samej. Przejechała opuszkiem drobnego palca po ekranie telefonu, po czym przyłożyła go do ucha.
- Tak kochanie?- Ida.. wyjeżdżam na tydzień do Białegostoku.
- Ale jak to? Miałeś w końcu mieć urlop. - powiedziała lekko podniesionym głosem.
- Nowy, duży projekt dla stałego klienta. Zrozum, nie mogłem odmówić.
- Jasne. Ty nigdy nie możesz odmówić! - rozzłoszczona zakończyła rozmowę z mężczyzną.
Po chwili znajdowała się już na hali i wpatrywała się w kończących wieczorny trening zawodników. Odkryła już jakiś czas temu, że gra bielskiego klubu w jakiś - tylko jej znany sposób - ją uspokaja, a sama hala stała się dla niej azylem.
Nie spostrzegła nawet, kiedy po zakończonym treningu podszedł do niej Kwasowski. Chłopak usiadł obok kobiety, spuszczając lekko głowę w dół. Na jego szyi zwisał biały, mokry od potu ręcznik. Ida, gdy go spostrzegła obdarzyła go uśmiechem.
- Umów się ze mną. - powiedział patrząc jej w oczy. Pyziakowa nie wiedziała, dlaczego za każdym razem, gdy patrzył na nią w taki sposób robiło się jej ciepło. Pochlebiało jej zainteresowanie jego jej osobą, a sam mężczyzna sprawiał, że gdy znajdował się w jej otoczeniu nie potrafiła racjonalnie myśleć.
- Panie Kamilu - powiedziała patrząc chłopakowi w oczy, bawiąc się przy tym kosmykiem opadających włosów - dobrze Pan wie, że mam chłopaka. - dodała droczącym się tonem.
Kilka sekund później wstała z zielonego plastikowego krzesła i udała się w stronę wyjścia z płyty boiska. Kamil podbiegł do kobiety zastawiąjąc jej drogę. Byli sami, wszyscy zdążyli już dawno opuścić muru hali pod Dębowcem. Mężczyzna nachylił się lekko nad brunetką i lekko musnął jej wargi.
-Dla mnie to nie problem. - powiedział posyłając jej pełen satysfakcji uśmiech. - O 20 będę po Panią.
Na twarzy Idy pojawił się uśmiech. Pierwszy szczery uśmiech od czasów feralnego wieczoru. Z zamyśleń wyrwał ją dźwięk telefonu.Spojrzała na wyświetlacz telefonu i spostrzegła wiadomość od Janeczka. Niewiele myśląc wybrała numer do atakującego i oczekiwała na sygnał połączenia.
- Jesteś u niego? - zapytała. - Tak. Ida co się z wami do cholery dzieje?
- Jadę do was. Wszystko wyjaśnię Ci na miejscu.
Nie minęło 30 minut, a Pyziakowa znajdowała się już w mieszkaniu przyjmującego. Widok, który tam zastała sparaliżował młodą kobietę. Nie spodziewała się czegoś takiego. Nie zdawała sobie sprawy, jak ta cała sytuacja wpłynęła na Kamila. On z kolei przypominał wrak człowieka.
Ida podeszła do fotela, na którym spał mężczyzna. Podkrążone oczy i zapach alkoholu od razu rzuciły się jej w oczy. Dziewczyna nie mogła opanować buzujących w niej emocji. Nie wiele myśląc wymierzyła w stronę chłopaka dłoń obdarzając go siarczystym uderzeniem w prawy policzek. Mężczyzna zdezorientowany otworzył oczy.
- Co do kur.. - gdy spostrzegł Idę jego cały świat zwariował. Nie spodziewał się kobiety w swoim mieszkaniu. Nie po wydarzeniach ostatnich dni. - Ida..
- Czy Tobie już do reszty odjęło rozum? - krzyczała bijąc go pięściami o klatkę piersiową. - Co Ty sobie do cholery wyobrażasz!
- Ida.. przepraszam..
- Zejdź mi z oczu. Ogarnij się.
Kiedy Kwasowski zniknął za drzwiami niewielkiej łazienki, Pyziakowa od razu chwyciła za jego telefon i wyszukała z listy kontaktów numer do jedynej osoby, która mogła w jakikolwiek sposób wpłynąć na młodego zawodnika BBTS-u.
Tu Ida. On potrzebuje pomocy. Wiem, że jesteś zajęty, ale dałbyś radę tutaj przyjechać?
***
Jestem i żyję, ale nie wiem jak długo!
Miłego czytania i pozdrawiam.